wyjechał z lewej strony,
gdy staliśmy na czerwonych
światłach.
Krzyknęłam radośnie,
do skoku stopy nośne –
dach samochodu.
Mocno ujęłam Go w kark.
Mój Ty Ty….
Mój Damian .
wyjechał z lewej strony,
gdy staliśmy na czerwonych
światłach.
Krzyknęłam radośnie,
do skoku stopy nośne –
dach samochodu.
Mocno ujęłam Go w kark.
Mój Ty Ty….
Mój Damian .
Straciłam kontrolę, znowu.
Biorę siebie za rękę,
nie będę już mówić nikomu.
wreszcie skończę tę mękę.
Straciłam kontrolę, znowu,
i odwiodłam siebie od swych marzeń,
i choć błąkam się z miejsca na miejsce,
przywrócę w końcu bieg własnych zdarzeń.
I choć straciłam kontrolę, znowu,
i wiarę w miłość w moim sercu,
i Pamięci mi braknie o mojej duszy,
… straciłam kontrolę.
Bóg najwidoczniej tak chciał –
inaczej by chyba nami nie kierował,
nie igrał, nie bawił się i nie łgał
światem, znakami i…
zostawił nam wolną wolę,
wysłuchał życzeń niedbale rzuconych na wiatr,
wysłuchał rozterek, miraży, tego, co każdy z nas by niby chciał
i tak po prostu to dał
obojgu, wedle tego, co sobie kto zażyczył.
Ale w snach przebija się bicie serca,
krzyk niemej duszy,
niebieski ptak do drugiego śpiewu się rwący,
a my jak dzieci trzymamy go w klatce,
bo inteligencja, logika, myślenie, pragmatyzm, zdrowy rozsądek, tradycja
mówią nam, że jest niebezpieczny.
Właśnie w ten sposób niebieski ptak
rozkocha się w swej złotej klatce
i nie będzie nigdy wiedział co to wolność,
a my wolności nadamy nowy sens
(to zewnętrzny świat, a nie wąska droga serca)
ze strachu przed miłością, która zabiłaby wszystkich, oprócz nas samych.
I zostawiam tak te słowa, prawdziwsze niż cokolwiek wypowiedziane z mych ust.
I zostawiam tak te słowa, niedoskonałe…
Bo gdyby były,
już nic nie byłoby do ukrycia,
a świat by umarł, zabijając oba,
a właściwie cztery.
… Dude…
I’m in hell.
I’m trapped in matrix
But you can never tell…
The Wheather.
Hell: dare or there
Another swirl.
And…
Windmill:
„There. I got you. „
„Yeah. You’re in hell.
Like we all. „
WELCOME
„But heyyyyy… „
„Down through this wayy…
„…”
„…You knoow…”
„The RABBIT……………………?”
„Don’t make me ruin thi.s”
„Whole.”
„Dude.
They’ve told
so
many
times.
And you STILL
DON’T listen.”
…
„…”
…
„mthrfckr”.
B
laze
away
I jak Cię mam nazwać
droga nadziejo?
Czy to już prawie koniec części pierwszej?
Czy to już koniec, z happy endem?
Runęłam pół roku
po wielkim uniesieniu.
Daj mi teraz muzę
z happy endem:
natchnienie,
mocy zew
w happim endzie.
I choćbym miała umrzeć,
umrę z myślą o Twych brwiami
ozdobionych oczętach
i ze śmiechem echem,
i nagłym uśmiechem,
i kościelnym szeptem.
Choć chwile,
ułamki…
Dziękuję.
Wypełniłeś szczelnie
me zakamarki
gwiazdkami
w kokardki.
Salvadorze,
w dali Cię widzę.
Ja nie śnię.
Czy to sen?
W górę lecę.
I spadam.
Tak nie było,
ale będzie.
Już ja się o to postaram.
Test
będę stawiać.
I śnić.
Na jawie.
I jawić.
We śnie.
Będę.
I…
Nigdy już w udręce.
Nigdy u fałszywego boku.
Nigdy… w
– za sprawą Złego –
amoku.
Nigdy już bez.
Bo ja lubię bzy.
Szukać pięciopłatnych kwiatków,
zjadać,
wkładać w staniki.
Słuchać pszczelej muzyki,
patrzeć w żądło osy.
Bo ja lubię sny,
zwłaszcza jak w jakimś ciele mi się śnisz.
Bo ja lubię symbole
i sączę kiedy się z nich drwi.
Bo ja lubię czarne ptaki –
Kos i Kruk,
I do tego najpiękniejsza
– niby ja –
Pliszka.
Bo ja lubię skrzaty,
w ściegu życia
wplecione – jak modliszka.
Jesteś moim Kosem.
Pomarańczowym głosem.
Jego śpiewem i tańcem,
Hulańcem,
Księciem,
Samozwańcem.
Don’t rush to finish this poem.
Don’t rush to finish this line.
Listen to what is unspoken.
Soon, it will be no longer mine.
… But yours, only yours,
in your voice heard with no ears –
but through your eyes (I hope there’s no tear’s
salt left dry ’cause your hands were shaking)
delivered to vision’s piece.
I hope you ain’t got nothing to hide
or deal with with a fake smile.
I hope you ain’t got any reason to vent
your wrath and cause something to end.
I hope you ain’t nothing like those
who’ve enjoyed how my anger rose
each day bit by bit,
but hidden in a dense mist
to finally smash it with –
– not mine, but their fists.
I hope you’ve got some space left
for the pain and regret my body’s felt.
I hope you’ve got some space to share
in yours… ’cause mine no longer dare to bear.